Cusco jest od kilku dni naszą bazą wypadową ( do Pisaq i do Machu Picchu) ale przyszedł dzień, który chcemy w całości poświecić na łazikowanie po mieście.
Najpierw idziemy na Plaza de Armas, skąd zaczniemy naszą wędrówkę. Małą uliczką dochodzimy do Casa del Admirante, pałacu admirała Maldonado z XVII wieku. Wzniesiony na fundamentach pałacu Inka Huascar teraz jest siedzibą Museo Inka, wstęp 10soli od osoby. Można tu obejrzeć obrazy słynnej cuscańskiej szkoły malarskiej. Gdy Hiszpanie w XVI wieku przystąpili do budowy pałaców, domostw i licznych kościołów potrzebowali artystów do dekorowania powstałych gmachów. Pod kierunkiem Jezuity Bernardo Bittiego (włoskiego malarza ) zaczęto nauczać co bardziej utalentowanych tubylców i metysów technik malarskich, modnych w ówczesnej Europie. Łącząc nurt europejskiej szkoły z własnym pragnieniem wyrażania rzeczywistości i wizji świata, uczniowie szybko stali się mistrzami. Rozwinęli swój własny styl, gęsto przepleciony rdzennymi motywami. Jednym z przykładów tego połączenia jest chociażby słynny obraz Ostatniej Wieczerzy z tutejszej Katedry, gdzie Pan Jezus w otoczeniu swoich Apostołów spożywa na kolację inkaski przysmak – świnkę morską… Postacie na obrazach zazwyczaj mają rysy metyskie a ich szaty zdobione są bogatymi ornamentami i ozdobami ze złota. Artyści stosowali bogatą kolorystykę i jak widzimy na zewnętrznych zdobieniach budynków- bogactwo elementów flory i fauny.
Muzeum -to nie jest miejsce z tych najważniejszych, które lubimy w czasie podróży odwiedzać, ale tu warto zajrzeć aby popatrzeć na eksponaty z czasów Inków (ceramika, biżuteria, kunsztowne tkaniny i szereg przedmiotów codziennego użytku). Wystawione są również mumie i trepanowane czaszki.
Mijamy Convento de las Nazarenas, szkoła i klasztor Nazaretanek, założony przez Hiszpanów w XVI wieku a teraz przebudowany na hotel.
Kluczymy wąskimi uliczkami, na wielu kamiennych blokach zauważyć można wyryty wizerunek węża. To jest świadectwem na oryginalne pochodzenie kamienia z epoki inkaskiej. Wąż, puma i kondor to były „święte zwierzęta” Inków. Wąż był symbolem mądrości, puma uczyła stabilności, dawała moc i władzę (miasto Cusco, zbudowane na kształt sylwetki pumy miało obrazować siłę i najwyższą władzę), kondor był uosobieniem boskości, łącznikiem między światem bogów i ludzi ( kondora odzwierciedla plan Machu Picchu).
Dochodzimy do uliczki Calle Hatunrumiyoc, co oznacza „wielki kamień”. Ciągnie się tu najdłuższy i najlepiej zachowany mur dawnego pałacu Inca Roca. Jest on przykładem mistrzowskiej sztuki Inków, którzy łączyli wielkie kamienie bez użycia zaprawy. Idealnie wpasowany, największy z kamieni ma 12 kątów. Na niektórych z kamieni dostrzegamy zarysowaną sylwetkę węża, na innych wystają małe guzki, niezbite pozostałości z okresu budowy. Na fundamentach pałacu Hiszpanie wznieśli pałac biskupa Cusco.
Architektura kolonialna budzi nasz zachwyt. Kolonialne wille choć czasem zaniedbane, masywne drzwi wejściowe, malownicze wewnętrzne podwórka, portale, każdy balkonik, okiennice chroniące przed ostrym słońcem, wszystko to niesie jakiegoś ducha przeszłości, dawnych, wspaniałych dla bogatego mieszczaństwa czasów. „Casa de los Cuatro Bustos” pochodzi z XVI wieku. Nad głównym portalem umieszczono cztery popiersia rodziny właścicieli domostwa: konkwistador Juan de Salas i jego żona Usenda Bazan, wraz ze swoim najstarszym synem Fernando de Valdés Salas Bazan z żoną Eleonorą. Jako jedni z pierwszych osadników w Cusco zajmowali wysoką pozycję w mieście a jednym z przywilejów jakimi się cieszyli był fakt posiadania bieżącej wody w ich domostwie. Teraz teren ten należy do Hotelu Liberator, jednego z najlepszych w mieście.
Dochodzimy wreszcie do Świątyni Słońca, ale decydujemy się powrócić tu jutro. Teraz pora coś przekąsić.
Po obiedzie kierujemy się w stronę Plaza San Francisco. Niektóre z domów kolonialnych ulegają powolnemu niszczeniu, inne są poddawane rekonstrukcji i mieszczą się w nich instytucje rządowe bądź uczelnie. Wstęp do wielu kościołów jest płatny, ale można wejść podczas mszy, popatrzeć na bogato rzeźbione ołtarze, ambony i obrazy, tyle że wówczas nie można robić zdjęć.
Dobrze też posiedzieć na schodkach, chłonąc wieczorną atmosferę ulicy, patrząc na parady i inscenizacje, które Peruwiańczycy wprost kochają, spróbować ulicznych przysmaków i nie myśleć, że już tylko kilka dni dzieli nas od powrotu do domku.