W 1809 La Paz i Chuquisaca jako 2 pierwsze miasta w Ameryce Południowej wystąpiły przeciw władzom hiszpańskim. Kluczową rolę w walce wyzwoleńczej odegrał Pedro Domingo Murillo. Pochodził z elitarnej rodziny La Paz i kiedy udało mu się skupić wokół swojej osoby grupę patriotów, wywołali 16lipca 1809 roku powstanie przeciw dominacji hiszpańskiej. Rewolucja została jednak krwawo stłumiona a jej przywódca został pojmany i powieszony na głównym placu miasta. Jego pomnik stoi teraz na Plaza Murillo, jednym z ważniejszych placów starego miasta. Stary żołnierz, bojownik o wolność pozdrawia przechodniów słowami – Pochodnia, którą zapaliłem nigdy nie zgaśnie… Słowa pochodzą z oświadczenia, które patriota wygłosił tuż przed swoją egzekucją. I faktycznie, 16lat później po zwycięstwie gen. Sucre nad Hiszpanami w bitwie pod Ayacucho , 6 VIII 1825 Boliwia stała się niepodległym państwem jako Republika Bolivara.
Plac stanowi serce miasta, jest pełen życia, spotykają się tu całe rodziny rdzennych mieszkańców, gawędzą, słuchają muzyki, dzieci karmią gołębie. Widzimy szkolne wycieczki, pucybutów a uliczne handlarki oferują przeróżne słodkości, soki i owoce. O randze placu niech świadczy fakt, że tu własnie znajduje się Pałac Prezydencki z Gwardią narodową, budynek Parlamentu i monumentalna Catedral…
Idąc dalej trafiamy na chyba najładniejszą uliczkę starego La Paz. Dostępna jedynie dla pieszych, z pięknymi fasadami kolonialnych domów, nie dość że budzi zachwyt dla oka to też autentycznie przenosi nas w czasie. Tu też mieszkał i spiskował Murillo. Casa de Murillo, obecnie muzeum, gromadzące sprzęty i pamiątki z jego życia, posiada piękny wewnętrzny dziedziniec. Postanawiamy sobie obejrzeć, ale tu niemiła niespodzianka. Dwie ziewające kobiecinki, jedna bileterka, druga babcia klozetowa zagradzają nam drogę. SJESTA…Uj, strasznie się tu one spracowały, że muszą odpocząć. No cóż, w Boliwii sjesta rzecz święta. Wracamy tu zatem później…Bilet wstępu 10 bolivianos, ale ważny na 4 muzea, więc zwiedziliśmy jeszcze znajdujące się tuż obok Museo Litoral Boliviano i Museo Metales Preciosos. W małej uliczce obok, w lokalnej knajpce, w towarzystwie miejscowych zjedliśmy przepyszny obiad z deserem i piwem płacąc 15bolivianos za dwie osoby tj ok. 15zl..
A po obiedzie wybraliśmy się taksówką do Valle de Luna, położonej w głębi wąwozu rzeki Choaueyapu. Nie byliśmy jeszcze na Księżycu, ale Dolina Księżycowa przypomina krajobraz iście księżycowy, znany nam ze zdjęć;) Na skutek erozji wodnej i powietrznej, ze skał osadowych wykształciły się formy skalne o fantastycznych kształtach. Na samym czubku jednej ze skał umiejscowił się grajek i płynie indiańska muzyka. Słońce mocno przygrzewa, więc chociaż widoki zachwycają a przepaście mile przerażają, na spacer po tym „nieziemskim” labiryncie nie przeznaczamy zbyt wiele czasu..
Tym razem dostaliśmy w Sagarnaga Hotel pokój na czwartym piętrze, więc późnym wieczorem przyklejamy nosy do szyby i podziwiamy imponującą, przepiękną nocną panoramę miasta z tysiącem światełek na stromych zboczach..