Geoblog.pl    coati    Podróże    Peru, Boliwia 2014    Titicaca, Uros i La Isla de Taquile
Zwiń mapę
2014
18
kwi

Titicaca, Uros i La Isla de Taquile

 
Peru
Peru, Puno
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16516 km
 
Stara andyjska legenda opowiada jak w sercu Altiplano, w baśniowej krainie Wyspy Słońca, z jeziora Titicaca wynurzył się bóg Wirakocza - stwórca słońca i świata, Tiwanaku i jego mieszkańców. Na brzegu jednej z wysp jeziora ojciec wysadził dwójkę swoich dzieci Manco Capac i Mama Ocllo. Bóg Słońca wręczył im złotą laskę i wysłał w długą wędrówkę, która uwieńczona została założeniem stolicy Imperium Słońca, inkaskiego "pępka świata" - Cuzco. Tam żyli długo i szczęśliwie, rządząc swoim ludem z miłością i łagodnością, sprawiedliwie, mądrze i cierpliwie….. I tak Pierwszy Inca Manco Capac wraz z siostrą (a zarazem żoną) Mama Ochlo uznani zostali za protoplastów królewskiej dynastii Inków.
Inna legenda opowiada o świątynnym, złotym skarbie Inków, zatopionym w jeziorze w okresie najazdu Hiszpanów. Wieloletnie poszukiwania podwodnego skarbu okazały się bezowocne, ale śmiałkowie nadal penetrują głębiny nawet do dwustu metrów.
Nazwa jeziora Titicaca wywodzi się od dwóch słów pochodzących z dialektu Aymara i Keczua. Titi oznacza pumę, zaś kaka to królik albo przymiotnik szara (czasem: wielka). Żatem gra tych dwu słów to – Puma polująca na królika, bądź – Szara Puma czy Wielka Puma. Kształtem może i jezioro nieco przypomina pumę, ale chyba chodzi głównie o to, że dla Inków puma to było zwierzę święte, czczone i podziwiane podobnie jak kondor i wąż.
Tak czy owak, owiane tajemnicą Titicaca jest najwyżej położonym ( 3 820 m npm) żeglownym jeziorem świata. Płynąc łodzią momentami odnosiłam wrażenie, że jestem na pełnym morzu, bo woda sięgała po horyzont.. Ponoć prawdziwych wysp Uro już nie ma a ostatni prawdziwy Uro zmarł przed 50 laty. Ich język uro dawno przestał istnieć, a oni używają języka swoich prześladowców - mówią w aymara, keczua i po hiszpańsku. Niemniej niektórzy potomkowie Uro starają się zachować kulturę przodków, żyjąc głównie z turystyki i ze sprzedaży drobnego rękodzieła, ale swój czas już dzielą pomiędzy wyspy a życie na stałym lądzie. A był to najbardziej dziki lud za panowania Inków, „ludzie jeziora” nigdy nie dali się ujarzmić i ratowali się ucieczką na trzcinowe wyspy. Z trzciny totora budowali wyspy, chaty i łodzie, robili sprzęt do łapania ptaków i łowienia ryb a łodygi nawet spożywali. Byli całkowicie samowystarczalni, nawet nie potrzebowali upraw na lądzie. Na pierwszej z odwiedzanych wysp kobiety pokazały nam jak buduje się takie platformy z powiązanych ze sobą wiązek trzciny. Ale z czasem pływająca wyspa nasiąka wodą, jej elementy przegniwają i jeśli nie są łatane i naprawiane, wyspy po prostu toną. Ludzie przenoszą się na ląd gdzie żyje się przecież łatwiej. Migracja powoduje, że mieszkańców jest coraz mniej, dziś już tylko około 400 osób. Pewnie za kilka (-naście ) lat już ostatni potomek Uro zejdzie na ląd ku lepszemu życiu i wspólnota Uro przestanie istnieć. A wtedy dopiero o jedną, może największą z wysp się zadba jak należy, uczyni z niej martwy skansen i będzie to jak muzeum a nie ludzka osada. Tak właśnie sobie pomyśleliśmy spacerując po uginającej się trzcinie – jak dobrze, że wpisaliśmy ten punkt na nasza listę miejsc do odwiedzenia w Peru. Wbrew czytanym na forach opiniom, ze to czysta komercja, strata czasu, farsa jakaś… uważamy, że to miejsce naprawdę warto zobaczyć. Nie oczekiwać jakiejś wielkiej podróży w czasie, bo nieco z osiągnięć cywilizacji już tu można spotkać, ale traktując jako tak zwany „ tętniący życiem skansen”. A mieszkańcy są naprawdę mili i życzliwi.
Wycieczka po jeziorze jest naprawdę przyjemna, fale lekko kołyszą, trochę opalamy się na górnym pokładzie i zbliżamy do wyspy Tequile. Wyspa należała do Imperium Inków i była chyba ostatnim bastionem, opierającym się kolonizacji hiszpańskiej. Zdobyta, podarowana została hrabiemu Pedro Gomez de Tequila i to od jego nazwiska pochodzi obecna nazwa wyspy. Hiszpanie zakazali mieszkańcom noszenia ich tradycyjnych strojów i narzucili ubiór hiszpańskich chłopów, a ten przetrwał do dzisiaj. Mieszkańcy używają języka keczua i zajmują się głównie rybołówstwem, rolnictwem i hodowlą. Uprawne poletka z ziemniakami i warzywami rozpościerają się na malowniczych tarasach. Niewielkie domki budowane są wspólnym wysiłkiem, sąsiad wspiera sąsiada w potrzebie. Nie ma tu dróg, nie ma hoteli ani policji a społeczność wyspy nadal życie swoje opiera na prostych zasadach kodeksu inkaskiego – nie kradnij, nie kłam, nie leń się. Ale to nie uprawy tarasowe tak rozsławiły Taquile tylko mężczyźni robiący na drutach i tkający na krosnach. Ich wyroby uważane są za jedne z najwyższej jakości w Peru. Wspinaczka na szczyt zmęczyła nas nieco, co raczej nie jest dziwne przy wysokości 4tys m npm i palącym słońcu. Krótki odpoczynek i tradycyjny obiad w domostwie jednego z gospodarzy i wracamy…
Gdy zmęczeni w drodze powrotnej zaczęliśmy przysypiać na łodzi, zaczęło się. Początkowo delikatne huśtu, huśtu pokołysało naszą łodzią i wszyscy zaczęli się śmiać. Ha, ha, ha oj, jak fajnie buja. Ale zaczyna padać, i ci co jeszcze przed chwilą opalali się na dachu kabiny chowają się przed deszczem i wiatrem do środka. Buja coraz mocniej, łódź skrzypi, kamizelki ratunkowe poutykane gdzieś głęboko na końcu. Miałam ochotę iść i założyć, ale obawiałam się, że jak ja to zrobię to inni też wstaną ze swoich miejsc i panika tylu osób może jeszcze bardziej zachwiać łodzią więc siedzę i tylko wzdycham coraz mocniej. Niebo czarne, burza się rozszalała na dobre. Widzimy, że nasz przewodnik zaczyna się denerwować też. Gdzieś próbuje dzwonić z komórki, pisze jakieś smsy. Lecą pierwsze „pawie”, ludzie okazują coraz większe przerażenie, bo łódź przechyla się na boki już tak mocno, że nabiera wodę. I jeszcze ustawia się jakoś tak dziwnie, bokiem do tych bałwaniastych fal. Ale ja się nie znam, może tak i trzeba. Kierujący łodzią ogłasza, że jeszcze tylko godzina i wejdziemy na płytszy akwen, gdzie fale nie będą tak silne. Dobre sobie – tylko godzina - , jak tu każda minuta wydaje się ostatnią minutą na powierzchni. W oddali widać inne stateczki wycieczkowe. Jeden chyba stracił motor, bo jakiś drugi przejmuje jego pasażerów. Na tym rozszalałym jeziorze, na rozbujanych łodziach, jeszcze takie manewry i przeciążenia. Nie chciałabym być ani na tej łodzi co się zepsuła ani na tej co przejmuje dodatkowych pasażerów. Nie wiem już jak minęła ta godzina, ale w końcu dotarliśmy na płytsze wody, w pobliże zarośli trzcinowych i tu fale nie były już tak przerażające. Gdy dopływamy do portu bijemy brawa naszemu kapitanowi. To chyba tylko jego umiejętności wyprowadziły nas z opresji. Jeden z naszych współtowarzyszy, Serb zaczął nawet zbierać jakieś datki dla naszego wybawcy. A w porcie już nie padało i mogliśmy popatrzeć na szkody jakie burza wyrządziła na innych łajbach, potłuczone szyby, połamane drabinki, uff, dobrze że już dobrze. Jak się okazało była to jedna z najmocniejszych burz na Titicaca w ostatnich latach.
Dzisiaj Wielki Piątek. Wieczorem, spacerując uliczkami Puno spotykamy procesję. Wojsko, policja, zakonnice, lekarze i pielęgniarki, młodzież szkolna, różne grupy społeczności a każda ze swoim patronem, niesionym na wysokim podium. W asyście kilku orkiestr pochód wkracza na Plaza de Armas i kieruje się do Katedry…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (30)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
pamar
pamar - 2014-06-12 08:56
A widzieliście te domki trzcinowe na jeziorze?
 
coati
coati - 2014-06-12 23:59
Tak, nawet zaprosili nas do środka. Niedługo będą zdjęcia, pozdrawiam Jagoda
 
pamar
pamar - 2014-06-20 21:52
Bardzo ciekawy wpis. A zdjęcia rewelacyjne! Czuję się, jakbym podglądała życie mieszkańców. :)
 
zula
zula - 2014-07-09 15:29
Wycieczka wspaniała, jak wiele cennych wiadomości - zdjęcia niesamowite!
Finał na łodzi ciężki i przeczytałam bardzo szybko aby dopłynąć do "brzegu"! :)
 
 
coati

Jagoda i Andrzej
zwiedzili 8% świata (16 państw)
Zasoby: 145 wpisów145 220 komentarzy220 1798 zdjęć1798 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
 
30.03.2014 - 27.04.2014
 
 
06.02.2013 - 25.02.2013