Jeszcze wczoraj późnym wieczorem poszukiwaliśmy możliwości przejazdu do La Paz. Loty niebotycznie drogie, więc odpadają. A wszystko co nam oferowano w agencjach podróży to były połączenia autobusowe z dwoma przesiadkami ( w Puno i na granicy), co bardzo wydłuża czas podróży. I zupełnie przypadkiem w recepcji hotelu dowiedzieliśmy się o operatorze Expreso Internacional ORMENO. Na stronach internetu nie udało nam się zakupić biletów, ale dziewczyna z recepcji pojechała do terminala i kupiła nam. Jeden bilet, w jedną stronę Areqquipa-La Paz kosztował 40usd. Wyjeżdżamy o 4ej rano i mamy nadzieję dotrzeć do La Paz około 15ej. W Puno mamy krótki postój i zjadamy wczesny obiad w knajpce terminala autobusowego. Granicę przekraczamy w Desaguadero. Cóż za widok! Jeden wielki bazar po obu stronach granicy. Stragany porozkładane nawet na ulicy, gwar, ciasnota i gorąco. Opuszczamy autobus po stronie peruwiańskiej, ale bagaże zostają. Przechodzimy przez punkt kontrolny Peru, potem w punkcie kontroli granicznej Boliwii wypełniamy karteczki, robią nam zdjęcia, dostajemy zgodę na wjazd i już po stronie boliwijskiej nasz Ormenio czeka. Jeszcze wymieniamy jakieś pieniądze (100 bolivianów to około 45 złotych ) i już jedziemy dalej...
Do La Paz docieramy już po 18ej. Na dworcu rozglądamy się za przewoźnikiem operującym do Uyuni i kupujemy bilety na Panasur na następny dzień. Bierzemy taksówkę i za 15 bolivianos jedziemy do Sagarnaga Hotel ( jeden z kilku wcześniej upatrzonych). Nie mamy rezerwacji ale dostajemy pokój dwuosobowy za 180 bolivianów. Po krótkiej chwili wyruszamy na wieczorne zwiedzanie miasta. Niestety, uliczki na które trafiamy nie budzą naszego zachwytu. Handel uliczny kwitnie, ale jakoś tak brudno i nieciekawie, a przecież miała to być historyczna i turystyczna dzielnica. Byliśmy głodni a nawet nie było gdzie zjeść kolacji. Dopiero nazajutrz okazało się, że poszliśmy w niewłaściwym kierunku.