Po śniadaniu wychodzimy na ulicę aby złapać taksówkę. Cały ten dzień chcemy poświęcić na zwiedzanie centrum historycznego Limy. Pierwsza taksówka żąda 30 soli, druga odmawia jazdy do centrum z uwagi na korki, trzecia sama proponuje kurs za 15 soli. Taksówka dowozi nas do samego centrum historycznego Limy - Plaza de Armas. Wysiadamy na jeszcze prawie pusty o tej godzinie plac (jest parę minut po ósmej) i w oczy uderza ostra żółć budynków kontrastująca fotogenicznie z szarą kostka chodników i żywą zielenią trawników. A do tego te niesamowite zabudowane balkony. Siadamy na schodach w cieniu katedry i kontemplujemy widok. Po dłuższej chwili wyciągamy z plecaka aparaty ruszamy pstrykać zdjęcia. Każde ujęcie wydaje się lepsze od poprzedniego i dopiero po jakimś czasie człowiek się trochę opamiętuje. A tu kolejne uliczki i kolorowe kolonialne domy i kolejne misternie rzeźbione zabytkowe balkony. Tych balkonów jest podobnież w Centro Historico ponad 1600. Po drodze pijemy w ulicznym barku nasze pierwsze świeżo wyciskane soki - z mango i ananasa. Pycha. Odtąd będzie to stale powtarzany rytuał, gdzie tylko się da. Zwiedzamy też polecane przez taksówkarza katakumby przy kościele św. Franciszka, ale nie robią specjalnie dużego wrażenia. W południe wracamy na Plaza de Armas, o tej godzinie codziennie przed rządowym pałacem odbywa się bardzo malownicza zmiana warty. Krążyliśmy po ulicach i ciekawych zaułkach centrum przez wiele godzin. Wszędzie czuliśmy się całkowicie bezpiecznie, robiliśmy zdjęcia, nosiliśmy na wierzchu aparaty i kamery i zupełnie nie mogliśmy zrozumieć skąd bierze się tyle opisów, w których centrum przedstawiane jest jako niebezpieczny rejon. Uśmiechnąłem się, gdy przypomniałem sobie o wpisie na blogu podróżniczym znajomych naszego syna, którzy odwiedzili to miejsce rok temu i napisali, że z ostrożności zostawili swojego nikona w hostelu. Potem bardzo tego żałowali bo nie mieli czym robić dobrych zdjęć. Więc my wzięliśmy.
Wieczorem, już w Miraflores, z ciekawością zamawiamy na kolację w nadmorskiej knajpce ceviche. Flagowe danie kuchni peruwiańskiej, składa się z marynowanego mięsa ryb z różnymi dodatkami, cytryną i kolendrą. No i zakochujemy się w ceviche już od pierwszego spotkania, bo rzeczywiście jest to specjał nad specjały.