Geoblog.pl    coati    Podróże    Tajlandia-Kambodża-Wietnam 2009    Podróż z przygodami
Zwiń mapę
2009
09
lut

Podróż z przygodami

 
Kambodża
Kambodża, Siem Reap
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10223 km
 
Przed biurem w którym wykupiliśmy przejazd do Kambodży jesteśmy już za piętnaście siódma. Khao San dopiero się budzi. Okazuje się, że autobus będzie odjeżdżał z sąsiedniej ulicy. Prowadzi nas tam pracownik biura. Na miejscu już czeka sporo turystów z plecakami. Autobus podjeżdża dopiero ok. 8. Jest duży i wygodny. Zapowiada się komfortowa podróż. Po drodze zatrzymujemy się w jakimś barku. Można zjeść coś tajskiego więc próbuję jakąś potrawę z ciągnącym się grubym makaronem. Jest bardzo smaczna. „Kierownik” autobusu rozdaje wszystkim do wypełnienia wnioski wizowe do Kambodży i ogłasza, że zbiera kasę i paszporty. Ma zbiorczo załatwić wizy. Czytałem gdzieś na blogu, że indywidualnie wychodzi taniej, ale wszyscy płacą więc i my też. Kierownik namawia też pasażerów, żeby wykupili przejazd w Kambodży taksówką. Koszt 40 $. Jesteśmy zdziwieni, ale część turystów kupuje. Podobnież przejazd taksówką jest dużo szybszy i wygodniejszy, zwłaszcza, że spora część drogi do Sieam Reap jest w budowie. Spory kawałek przed granicą autobus się zatrzymuję. Granicę trzeba przejść pieszo. I kolejne zdziwienie - każą nam też zabrać ze sobą bagaże. Autobus ma czekać po drugiej stronie granicy. Zakładamy więc plecaki i całą grupą idziemy we wskazanym kierunku. Jeszcze na postoju „kierownik” rozdał wszystkim różowe naklejki samoprzylepne, które polecił nam nakleić na piersi. Wiedzieliśmy więc kto jest „nasz”. Do przejścia ok. kilometr. Najpierw posterunek tajski, później charakterystyczna kambodżańska brama graniczna, zona kasyn i hoteli i wreszcie posterunek kambodżański. Po drodze nasz „kierownik” zatrzymuje się na chwilę przy wózku ze słodyczami i kupuje torebkę żółtych lukrowanych olbrzymich „karaluchów”. Zagryza je w czasie marszu z wyraźną przyjemnością, a mnie robi się na ten widok niedobrze. Okazuje się, że po stronie kambodżańskiej czeka na nas juz inny autobus – dużo mniejszy i mnie komfortowy. Teraz rozumiemy dlaczego kazali nam jeszcze po tajskiej stronie wsiąść ze sobą bagaże. Ponieważ część osób , które z nami przekraczały granice pojechała w dalszą podroż taksówkami nawet ten mniejszy autobus jest wypełniony tylko w połowie. Rozsiadamy się wygodnie na siedzeniach, a tu po przejechaniu zaledwie ok. pół kilometra autobus nagle zjeżdża z drogi i zatrzymuje się przy jakiejś małej poczekalni. Musimy zaczekać na innych turystów, żeby wypełnić autobus oświadcza obsługa. Po godzinie czekania zaczynamy być zniecierpliwieni. No i co tymi turystami pytamy zdenerwowani. Jeszcze trochę musimy poczekać odpowiadają spokojnie. W międzyczasie pojawia się kilka taksówek i kierowcy natarczywie zaczynają namawiać pasażerów na swój środek lokomocji. I wyciągają kolejnych chętnych. A nowych turystów jak nie widać tak nie widać. Atmosfera robi się coraz bardziej nerwowa, ale tylko dla nas turystów, bo miejscowi nie dają się unieść emocjom. Na nasze podniesione głosy i nerwy ze stoickim spokojem i z azjatyckim uśmiechem mówią - „ trzeba czekać, trzeba czekać”. Wreszcie, gdy zostało nas tylko pięć osób – my, niemieckie małżeństwo i 21-letnia Niemka Wera – podszedł ktoś z obsługi i powiedział „ Jest za mało pasażerów, autobus nie pojedzie, musicie wziąść taksówkę”. Ja z Michałem byliśmy już nawet gotowi ustąpić, ale Niemcy wpadli w furię. „Zapłaciliśmy za przejazd do Sieam Reap i macie nas tam zawieźć” krzyczeli na obsługę. My też się przyłączyliśmy. Na nich to jednak nie działało. Dopiero gdy Wera, a później Michał zaczęli fotografować autobus i biuro firmy zaczęli się dopytywać po co to robią. „Wyślemy skargi do Ministerstwa Turystyki” powiedziała Niemka. Miejscowi zaczęli głośno między sobą dyskutować. W pewnej chwili jeden z nich podszedł – „Skasujcie zdjęcia, a my wam wynajmiemy taksówkę” . Zgodziliśmy się i wykasowaliśmy część zdjęć. Część, bo pozostałe zostawiliśmy na wszelki wypadek – a jak nas wysadzą w połowie drogi? Podjechała po nas 15-letnia Toyota Camry i cała piątka wsiadła do samochodu. Z kierowcą było to zatem sześć osób. Jazda była hardcorowa. Toyota miała kierownicę z prawej strony, a ruch w Kambodży jest prawostronny. Nie przeszkadzało to naszemu kierowcy wyprzedzać na trzeciego, czwartego, na zakrętach i grzać na ile tylko pozwalała moc silnika i droga. A droga była różna. W połowie była już wybudowana i całkiem niezła, ale na pozostałych odcinkach w budowie albo wręcz gruntowa. Samochód skakał na wybojach aż dobijały resory a nas bolały .... Daleko nie zajedziemy – myślałem sobie i czasami wolałem nie patrzeć do przodu. A jednak Toyota wytrzymała to katowanie, a my jakoś szczęśliwie przeżyliśmy. Do Sieam Reap dojechaliśmy ok. 10 w nocy. Taksówkarz wysadził nas na jakiejś ulicy na przedmieściu, przy której stały same ekskluzywne hotele i nic więcej. „Ale my chcemy do centrum, do tańszych hoteli” - oznajmiliśmy. Zawołał więc dwa tuk tuki, które zawiozły nas do starego centrum miasta do hotelików za ok. 10 $. My i Wera wybraliśmy całkiem niezły hotelik „Villa Coconat Lodge” za 8 $ blisko głównej ulicy. Po zostawieniu plecaków poszliśmy coś zjeść. Mieliśmy iść do jakiejś restauracji ale Wera namówiła nas na uliczną knajpkę, gdzie za 1 $ na osobę zjedliśmy całkiem duży i smaczny posiłek.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
coati

Jagoda i Andrzej
zwiedzili 8% świata (16 państw)
Zasoby: 145 wpisów145 220 komentarzy220 1798 zdjęć1798 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
 
30.03.2014 - 27.04.2014
 
 
06.02.2013 - 25.02.2013