Dzisiaj jedziemy na czerwone i białe wydmy. Wypożyczyłem za 180 tys. (9$) motorek (automatic) na cały dzień. U ulicznego sprzedawcy, taka mini stacja benzynowa, kupiłem 5 l benzyny po 1,5 $/ litr . Na stacji benzynowej była po 1 $, ale ta znajdowała się 10 km dalej. Ruszyliśmy na podbój piasków i kilometrów wietnamskich szos. Czerwone wydmy, które znajdują się na końcu Mui Ne tuż przy szosie prowadzącej na północ nie robią aż tak wielkiego wrażenia jak się spodziewałem po wcześniejszym obejrzeniu zdjęć. Wcale nie są czerwone tylko żółto pomarańczowe. Nie są też zbyt rozległe, chociaż miejscami rzeczywiście dość wysokie i fotogeniczne. No i te dzieciaki goniące za każdym turystą, żeby namówić go na zjazd na kawałku plastyku z wydmy. Takie niby saneczkowanie. Spędziliśmy tu godzinę, zrobiliśmy trochę zdjęć i dalej w drogę. Jazda była naprawdę świetna. Asfaltowa dobra droga prowadziła w sporej części brzegiem morza a później rozległą czerwoną równiną poprzecinaną w kilku miejscach malowniczymi czerwonymi wąwozami. No i była prawie pusta! Nie wiem czy minęło nas na całej trasie więcej jak dziesięć samochodów i trochę więcej motorków. Gdy szosa dotarła do dwóch jezior, za którymi rozpościerały się pustynie odbiliśmy w prawo na drogę gruntową prowadząca ku krańcu jeziora. Tam na parkingu zostawiliśmy motorbike’a i poszliśmy na pustynię. Widok był naprawdę niesamowity. Przed nami po widnokrąg widać było białe, piękne, wielkie wydmy i pofałdowany przez wiatr piasek. Po lewej wśród piasków urokliwe zarośnięte jeziorko - oaza. Wiało dość mocno i z krawędzi wydm piasek zawiewał jak biały śnieg. Chciało się iść, biec do przodu, ale wcale nie było to łatwe. Piach usuwał się spod nóg i im szło się dalej tym było ciężej, a tu jeszcze przed nami powrót. Z żalem opuszczaliśmy to miejsce. W barku przy wyjściu zamówiliśmy po zimnym kokosie i wyruszyliśmy w 50 kilometrową podroż powrotną. Po drodze był jeszcze czas na kąpiel w morzu na pustej odludnej plaży i dokładniejsze przyjrzenie się niesamowitej obwodnicy Mui Ne. Jest to 15 kilometrowa, dwupasmowa arteria z szerokimi chodnikami-deptakami po obu stronach, pięknie utrzymanym rozdzielającym pasem zieleni, lampami ulicznymi i chodnikowymi, przejściami dla pieszych, sygnalizacją świetlną na skrzyżowaniach tylko, że ... nikt tam prawie nie jeździ, a tym bardziej nie chodzi. W pobliżu nie ma żadnej zabudowy, a drogi za skrzyżowaniami kończą się często po 10 metrach. I nie wiadomo zupełnie dla kogo są te przejścia dla pieszych. Taka droga widmo. Niesamowity widok. Do hotelu docieramy tuż przed zmrokiem, jeszcze kąpiel w basenie i biegniemy na owoce morza do naszej ulubionej knajpki rybackiej.