Do śniadania w hotelu poprosiłem kawę „po wietnamsku „. Kelnerka zapytała: „czarną czy białą ?”. Poprosiłem o białą z cukrem. Ona jakby nie zrozumiała. „Czarną z cukrem?” powtórzyła niepewnie. Mój angielski jest aż tak niezrozumiały ?, pomyślałem i powtórzyłem głośno, powoli „White coffee with sugar”. Spojrzała na mnie dziwnie i powiedziała powoli „OK, white coffe with sugar”. Gdy przyniosła kawę, zrozumiałem o co chodzi. Wietnamska, biała kawa wygląda w ten sposób, że do małej szklaneczki leją na dno sporo słodkiego skondensowanego mleka, a na nie gesty napar z kawy. Po zamieszaniu kawa była biała i bardzo, bardzo słodka. Ale cóż, żeby trzymać fason dodałem jeszcze łyżeczkę cukru i jakoś ją wypiłem... Aha tę szklaneczkę wstawiają jeszcze w miseczkę, zimnej wody, chyba, żeby się nie poparzyć.
Wczoraj wieczorem wykupiliśmy za 8 $ od osoby wycieczkę „City Tour” po Hue i okolicach. W programie zwiedzanie grobowców cesarskich, Cesarskie Miasto, Zakazane Miasto, pagoda Thien Mu, w której znajduje się wieża Phuoc Duyen będąca symbolem Hue, wycieczka łodzią po Perfumowanej Rzece i wietnamski obiad. Zastanawialiśmy się trochę, czy nie lepiej obejrzeć te miejsca samemu i całe szczęście, że zdecydowaliśmy się na zorganizowaną wycieczkę. Po pierwsze pogoda – od rana lało z małymi przerwami i było zimniej jak wczoraj, więc odbierający nas bezpośrednio z hotelu i wożący po zabytkach autobus był jak znalazł. Po drugie odległości – zabytki są rozrzucone na dość dużym obszarze, w części na przedmieściach. Po trzecie trafiliśmy na bardzo dobrą przewodniczkę, mówiącą ciekawie i ładnie po angielsku. No i bardzo dobry obiad w formie bufetu z 30 daniami.
Hue to miasto, które w latach 1802 – 1945 było stolicą Wietnamu i siedzibą ostatniej dynastii wietnamskich cesarzy - Nguyen. To co zostało z tego okresu to prawdziwe perełki architektury i sztuki wschodu. Nie można tego przegapić. Żal, że pogoda nie pozwoliła do pełna nacieszyć się tym wszystkim i poodpoczywać w pięknych ogrodach.
Wieczorem w Hue w hotelach i wielu innych budynkach zgaszono światła i zapalono świeczki, a młodzież na terenie szkół siedziała przy świeczkach w namiotach do późna w nocy słuchając muzyki, dyskutując i jedząc wspólnie kolację . Oszczędzając energię obchodzono Dzień Ziemi. To fajna akcja, ale chyba warto by przesunąć punkt ciężkości na oczyszczenie Wietnamu z milionów torebek foliowych leżących poza miastami przy drogach, rzekach i polach. Po wizycie w tym kraju nie można patrzeć na podawane w sklepach plastykowe jednorazówki.