Myślę, że każdy, kto choćby raz był w Tajlandii, powraca tu z uśmiechem na ustach, powraca jak "do siebie". Już po wyjściu z lotniska patrzysz na te kolorowe taksówki, ulice które niewiele się zmieniają, czujesz zapach tajskiego jedzonka i nagle życie tak fajnie zwalnia....
Jedziemy do hotelu, cena taksówki 400 batów, czyli też bez zmian. Na jedną noc zatrzymujemy się tak jak sześć lat temu w Rambuttri Village Plaza, za pokój dwuosobowy typu superior ze śniadaniem 1400 thb. Ceny wyższe niż kilka lat temu, ale i standard dużo wyższy - ładne pokoje, bogate śniadanie (szwedzki bufet) i dwa baseny na dachu.
Szybki prysznic i w miasto. Naszym celem jest Thip Samai, lokal serwujący już od 1966 roku flagowe danie Tajlandii - Pad Thai, według ponoć jedynej oryginalnej receptury.
Upał niemiłosierny, 35 stopni C. choć zbliża się już wieczór.Szybkim krokiem mijamy Wat Saket. Świątynia Złotej Góry to jeden z najstarszych buddyjskich zespołów świątynnych w Bangkoku....Jeszcze parę kroków i już z daleka widzimy nasz cel. Długa kolejka do knajpki ciągnie się chodnikiem. Stoją zarówno miejscowi jak i nieliczni turyści, niektórzy biorą paczuszki na wynos, inni czekają na stolik. Kuchnia wychodzi niemalże na ulicę, proste warunki, ale jakie zapachy!!! Kucharze i kelnerki uwijają się i już po chwili mamy stolik. Dostaję oczopląsu przeglądając kartę, zamawiamy.... Nigdy nie myślałam, że za 80 batów ( 8zł ) można poczuć Niebo w Gębie ;-)
Piwa tu nie ma, ale polecają sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Pychotka, choć cena 140 batów wydała się nam nieco wygórowana.
Wracając do hotelu zahaczamy o Khao San. A to niestety już inna ulica niż przed laty. Nie ta muzyka płynie z głośników, zbyt głośna i mechaniczna, i w ogóle nie ta atmosfera, mniej knajpek a za to więcej straganów z ciuchami. Teraz znacznie fajniej zrobiło się na pobliskiej Soi Rambutrri , no więc przysiadamy sobie i resztę wieczoru spędzamy przy Chang Beer, słuchając dobrego, starego rocka na żywo...