Po kilku latach, z pewną nutką melancholii i zaciekawienia wracam ponownie do Singapuru. Czy znów mnie tak oszołomi swą wielkością, niespotykaną czystością i ujmująca atmosferą, gdzie czujesz się jak u siebie i myślisz, że można by tu pozostać na zawsze...
No i jesteśmy. Z lotniska jedziemy do centrum metrem, szybciutko zostawiamy bagaże w hoteliku i biegniemy nad zatokę. Zaraz się ściemni, powinniśmy zdążyć na pokazy sztucznych ogni. No i zobaczyć na własne oczy Marina Bay Sands. Ponoć architektura tego kompleksu powstawała z udziałem mistrzów feng shui.