Autobus dowozi nas do Palenque już przed dziewiąta rano. Malutki dworzec, ale przechowalnia bagażu jest. Nie planujemy tu noclegu, chcemy opuścić miasteczko jeszcze dziś, późnym wieczorem. Teraz trzeba dostać się jakoś w serce dżungli, do piramid Majów. Na ulicy proponują nam taksówkę, ale szukamy czegoś tańszego. No i gdy odmawiamy ( kilka razy), podchodzi do nas mały człowieczek i mówi, ze za 15 minut odjeżdża do dżungli bus z miejscowymi. Rzecz jasna korzystamy. Jedziemy. Ciasno niewyobrażalnie, a busik i tak co chwila się zatrzymuje i zabiera kolejnych pasażerów. Kiedy już nawet na kolanach sobie ci ludziska siedzą i stoją, znów się zatrzymuje i co ? kolejni dwaj Meksykanie pakują się po prostu do bagażnika...
Zapiera nam dech w piersiach. Jest pięknie i jakoś tak majestatycznie. Niesamowita dżungla, ta zieleń wprost nierealna, odgłosy wyjców dochodzące z gdzieś tam, no i te budowle. Choć to przecież tylko ruiny ale i tak dają pojęcie o niegdysiejszej potędze Majów. To co zachowało się z VII wieku do dziś to tylko mały procent dawnego kompleksu świątyń, pałaców, schodów i tarasów. Można się o tym przekonać wchodząc w otaczającą nas dżunglę. Tu wszędzie spośród konarów drzew wyłaniają się resztki budowli i nie wiesz czy kolejny pagórek nie kryje w sobie następnej tajemnicy. Zresztą trwają tu prace wykopaliskowe i archeolodzy zdzierając warstwę ziemi czy darni z takiej małej górki odsłaniają naszym oczom kolejną konstrukcję. Jak w każdej metropolii Majów, natykamy się na Juego de pelota - boisko do gry w piłkę. Jak widać, też mieli swój narodowy sport ;-) Łazimy w kółko jak zaczarowani, spędzamy trochę czasu na wierzchołkach budowli, podziwiając z góry piękno ruin i dżungli i nagle orientujemy się, że to już dość późno. Zaraz zamykają kompleks. Wracamy do miasteczka, obiad, potem spacer uliczkami, odwiedzamy cmentarz - grobowce z kafelków (!) Już ciemno, o 22ej mamy autobus i tę noc spędzamy w wygodnych fotelach ADO. Mogliśmy przenocować w Palenque bo jest tu wiele hotelików ale tak oszczędzamy kaskę i zyskujemy jeden dzień na kolejne wrażenia.