Prom dociera do portu na Koh Tao tuż przed dziewiątą rano. Plaża, która wybraliśmy nie ma połączenia drogowego z portem, dostać się na nią można od strony morza a więc trzeba dopłynąć łódką. Pani z biura Lomprayah zapewniała nas, że jest to wliczone w cenę za prom, jakoś w to nie wierzyliśmy. A jednak w porcie stał chłopak z tablicą z naszym nazwiskiem, wziął bagaż i poszliśmy do jego łodzi. Po 15 minutach dobiliśmy do naszej plaży. Mamy zamiar spędzić tu kolejne dwa dni.
Saithong Resort to kilka prostych, niezbyt komfortowych domków, ale sama plaża Sai Nuan Beach.wynagradza wszelkie niedogodności. Maleńka perełka można rzec, malownicze skałki, czysty piasek, kolorowe rybki podpływają do brzegu, rafy do snorkowania na wyciągnięcie ręki i fantastyczna kuchnia…
Dostaliśmy domek tuż przy plaży, oprócz nas zamieszkuje go wielka, żółta żaba, dwa gekony, wprasza się z wizytą duża jaszczurka wydająca głośne dźwięki, lubi też wpadać szparą w ścianie szara wiewiórka. Uff, na szczęście jest moskitiera nad łóżkiem… no i komarów brak.